Taki sam wczoraj i dziś. Część XI.


III. Widzialność Kościoła sama w sobie, w rozwiązaniu sedewakantystycznym, w Kościele współczesnym oraz de facto.
           
            Niezaprzeczalne znalezienie błędów we współczesnym nauczaniu ludzi Kościoła, w ich oficjalnych stanowiskach, zagraża ich legalności. Będąc na takim rozdrożu, niektórzy ludzie nie chcą nawet uznać możliwości, że Najwyższy Pasterz nie był nim naprawdę. Jako argumentu używają widzialności Kościoła. To co mówią, można streścić w taki prosty sposób – Co pozostałoby z Kościoła widzialnego, w wyniku nieobecności jego Widzialnej Głowy, trwającej tyle lat?

            Ktoś może argumentować, że te autorytety mają dobrą wolą i poprzez to są bezpieczne. Mogłoby je to uchronić przed grzechem, jednakże nie przed byciem złym autorytetem, z powodu wprowadzania błędu, a to wystarczy by utracili uzyskane urzędy, ponieważ Kościół nie osądza intencji, ale czyny. Na przykład, jeżeli lekarz uzbrojony w fałszywą litość, chciałby oszczędzić choremu cierpień, zabiłby go, mając jak najlepszą intencję, działając w dobrej wierze, może subiektywnie nie grzeszyć, ale na pewno nie ma prawa być lekarzem.

            Tym bardziej, te autorytety, którym ktoś przyznaje dobrą intencję, nie mogą również mieć wymówki w postaci nieświadomości, z powodu wieku oraz odbytych studiów. Niewątpliwie złożyli Przysięgę Antymodernistyczną oraz Wyznanie Wiary Katolickiej przed swoimi święceniami i przed objęciem pozycji, które obecnie zajmują.

Wyjaśnimy teraz pojęcie widzialności Kościoła.